piątek, 1 listopada 2013

"Joyland" - recenzja

Piszę dla tych, którzy przeczytali i chcą podyskutować, przekazać swoje wrażenia. Mogę ogólnie zachęcić do czytania, jednak możliwe, że recenzje dla tych, którzy jeszcze nie czytali danej książki będą nudne. I bez sensu. Skupiam się na moim prywatnych odczuciach, a przy tym muszę zdradzać czasem istotne części fabuły. Dlatego recenzja jest podzielona na dwie części.
...
Średnio mi idzie pisanie recenzji z informacjami ogólnymi, kiedy muszę uważać, żeby nie dodać żadnego spoilera do tekstu, dlatego zdecydowałam, że będę pisała recenzje podzielone na dwie części, pierwsza będzie zawierała ogólne informacje dotyczące książki, powiem, czy polecam daną publikację, czy nie, natomiast w drugiej części (oczywiście wstawię odpowiedni nagłówek, że ta część zawiera spoilery) skupię się na dokładnych zdarzeniach z książki, ocenię fabułę, napiszę co mi się podobało, co nie, jakie są moje ulubione cytaty z książki. Także zaczynam.


Dzisiaj chciałabym napisać o książce, którą skończyłam czytać wczoraj. Książkę tę napisał Stephen King, a jej tytuł to "Joyland".

RECENZJA DLA TYCH, KTÓRZY JESZCZE NIE CZYTALI


Miałam ochotę przeczytać "Joyland" zanim jeszcze trafił do sklepów. Chciałam nawet go zakupić, ale w ostateczności w moje ręce trafiła "Podpalaczka" tego autora, ale o tym kiedy indziej. Dopiero w tym tygodniu udało mi się go dostać w bibliotece. Książka nie jest szczególnie obszerna, czyta się ją szybko. Ogólny zarys? Devin Jones zatrudnia się do pracy w lunaparku. Dociera do niego opowieść o morderstwie, które zostało tam popełnione przed laty. Wydawać by się mogło, że to właśnie główny wątek tej powieści, ale akcja toczy się wokół pracy Devin'a w "Joylandzie", jego życia, myśli, złamanego serca. Jeśli chodzi o sam wątek morderstwa do samego końca nie wiadomo co, kto i dlaczego. Finał jest zaskakujący. Ta publikacja jest warta polecenia, czytałam lepsze książki tego autora, ale ta również zasługuje na uwagę. Polecam i zachęcam do czytania. Więcej nie napiszę, wolę pisać o szczegółach. A teraz przejdźmy do ciekawszej części recenzji, jednak jest ona przeznaczona dla tych, którzy już książkę przeczytali. Zdradzę więcej szczegółów z fabuły.

RECENZJA DLA TYCH, KTÓRZY CZYTALI LUB NIE ZRAŻĄ ICH SPOILERY
spoilery - spoilery - spoilery - spoilery - spoilery - spoilery

Devin Jones spotyka się z dziewczyną, która jak się okazuje go nie kocha. Ciągle wykręca się ze spotkań z nim, w końcu wyjeżdża do pracy z koleżanką i Devin też postanawia czymś się zająć. Dostaje pracę na wakacje w "Joylandzie". Jest pracownikiem, który najczęściej nosi futro. I właśnie co do tego futra. Będąc w jakichkolwiek parkach rozrywki nigdy nie zastanawiałam się nad tym jak się pracuje będąc przebranym za maskotkę. Dopiero po przeczytaniu tej książki uświadomiłam sobie jaka to ciężka praca paradować w futrzanym przebraniu przy około 25C temperaturze, taniec, zabawa z dziećmi... Podziwiam i chylę czoła. Chociaż pewnie byłabym bardziej uświadomiona gdybym sama kiedyś wskoczyła w takie przebranie i w nim pracowała. Ale nie skorzystam. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała. Dalej. Podobał mi się wątek Mike'a i jego matki. To jak Devin spacerował plażą i przez wiele dni tylko machał do chłopaka, jak Annie początkowo nie zwracała na niego uwagi, była zimna jak lód, jednak powoli coraz bardziej się otwierała na znajomość z Jones'em i potrafiła dostrzec, że Mike lubi spędzać czas z Devin'em i jest mu to potrzebne. Podobało mi się właściwe przełamanie, kiedy nie potrafiła puścić latawca i pozwoliła Jones'owi się tym zająć. Radość Mike kiedy mógł patrzeć jak latawiec szybuje w przestworzach, radość z tego, gdy sam mógł nim sterować. I w końcu najlepsze co mu się przytrafiło - wizyta w "Joylandzie", którą załatwił Devin. Podejrzewam, że to była najprzyjemniejsza rzecz w krótkim życiu chłopca. Krótki wątek miłosny też był przeze mnie mile widziany. A teraz jeśli chodzi o samo morderstwo, które zostało popełnione, to jak po kolei Devin dochodził prawdy, jak układanka powoli formowała się w całość... King zaskoczył mnie i zmylił postacią Eddiego, chciał, by czytelnik dał się nabrać, że to on jest mordercą i mu się to udało... Przynajmniej w moim przypadku, choć później wydawało mi się to zbyt oczywiste, rękawiczki na dłoniach... Czułam, że to nie może być on, bo King nie jest oczywisty. Trzyma w napięciu do końca. Jeśli chodzi o to, że Mike był medium, że ten duch zamordowanej dziewczyny, że życie w zaświatach, że wróżby, że przepowiednie... Moim zdaniem można było wyeliminować ten motyw i postawić tylko na świat realny, choć z drugiej strony to też nadało tej powieści taki inny, może lepszy wymiar. Więc widocznie tak jest lepiej. W końcu King wie co robi. 
Wiem, że ta recenzja jest chaotyczna, ale przelewam swoje myśli, odczucia, to jest w mojej głowie. Lubię chaos w opisie. Jest bardziej autentycznie. 

Ulubione cytaty:

"Moim zdaniem - pomijając fantazje - większość mężczyzn to monogamiści od brody wzwyż. Poniżej pasa czyha znarowiony buhaj, który nie dba o to, kogo weźmie na rogi."

„Trudno wypuścić z ręki coś czego człowiek się kurczowo trzymał. Nawet kiedy to coś jest najeżone cierniami. Może zwłaszcza wtedy.”

1 komentarz:

  1. Nie czytałam nigdy niczego co napisał ten autora. A jest popularny. Nie było okazji. Recenzja ciekawa... Zachęca. :)

    OdpowiedzUsuń